Wiosną 2021 postanowiłam, że po skończeniu licencjatu wyjadę na studia magisterskie poza Polskę. Nie mam wśród swoich najbliższych znajomych nikogo, kto podjąłby podobną decyzję, więc musiałam samodzielnie wykonać sporo researchu. Wielu rzeczy nie byłam pewna, więc liczyłam dość często na łut szczęścia przy wysyłaniu dokumentów.
Dzisiaj kończę 2. semestr nauki w Belgii i z tej okazji postanowiłam podzielić się swoimi informacjami na temat rekrutacji na zagraniczne studia.
A konkretnie europejskie, bo od samego początku tylko ten kierunek mnie interesował.
Kiedy zacząć przygotowywania?
To zależy od kraju, uczelni i kierunku. Ja podjęłam decyzję dopiero w połowie kwietnia 2021, co automatycznie wykreśliło sporo miejsc z listy, jeśli chciałabym zaczynać studia na jesieni.
Przykładowo, właściwie cała Skandynawia i Finlandia zaczynają rekrutację na jesieni rok wcześniej i kończą w styczniu/lutym.
Belgia i Holandia miały zwykle deadline’y pod koniec maja.
W Niemczech niektóre uczelnie kończyły przyjmowanie aplikacji w połowie czerwca, ale większość dopiero w lipcu lub nawet sierpniu.
We Włoszech widziałam głównie początek lipca.
Austria była chyba najpóźniejsza i często dopiero zaczynała w sierpniu.
Nie są to jednak sztywne reguły. Często jakieś bardziej „specjalne” kierunki (np. łączone między uniwersytetami czy ze szczególnymi zasadami rekrutacji) miały terminy dużo wcześniej niż pozostałe (np. w marcu vs w czerwcu). W Niemczech często sporo wcześniejsze deadline’y miały kierunki NC (numerus clausus – z limitem miejsc) niż kierunki bez limitu.
Zapewne zupełnie inne terminy występują też na kierunkach, na których występują jakieś specjalne reguły przyjęcia np. na medycynie w Niemczech.
Podsumowując: jeśli chce się mieć możliwie jak najszerszy wybór, to warto rok wcześniej wybrać kilka potencjalnych uczelni, żeby zobaczyć, jakie terminy będą dla nas wiążące.
Jeśli jednak podejmuje się decyzję później, to nic straconego. Ja moje aplikacje wysyłałam dosłownie w ostatnich dniach maja – 1-3 dni przed ostatecznym deadlinem.
Od czego zacząć?
Wiele konkretnych wymagań zależy od konkretnego kierunku na konkretnej uczelni, ale jest kilka uniwersalnych punktów.
Język
Oczywistym jest, że trzeba mieć sensowny poziom znajomości języka, w którym zamierza się studiować. A jeżeli nie jest to język dla nas ojczysty, to najpewniej uczelnia będzie wymagała od nas certyfikatu potwierdzającego jego dobrą znajomość.
Uczelnie zwykle dopuszczają bardzo różne certyfikaty i dla każdego z nich mają wypisany minimalny oczekiwany wynik. Zwykle jest to coś, co oznacza poziom B2 lub niższe C1.
Ja szukałam jedynie studiów w całości po angielsku i wybrałam zdawanie IELTS-a. Głównie dlatego, że TOEFL był wówczas oferowany chyba głównie w formie zdalnej, która miała niezbyt przyjazne zasady. Natomiast z przygotowań do CAE kilka lat wcześniej wyniosłam wrażenie, że jest on dosyć trudny bez uprzedniego przygotowania stricte do niego. Ja miałam natomiast maksymalnie kilka tygodni na zdanie egzaminu, wciąż studia na karku i średnią motywację do nauki specjalnie do certyfikatu.
IELTS-a udało mi się zdać dość wysoko z właściwie zerowym przygotowaniem (sprawdziłam tylko jaki jest format egzaminu). Było też sporo dostępnych terminów. Jeśli ktoś więc czuje, że dobrze włada językiem i nie chce poświęcać wiele czasu na naukę, to polecam. W Warszawie w 2021 koszt egzaminu wyniósł ok. 800 zł.
Co ciekawe, niektóre niemieckie uczelnie wymagają podstawowej znajomości niemieckiego (zwykle poziom A2) nawet na anglojęzyczne kierunki. Zarówno w takim przypadku jak i w przypadku studiów prowadzonych po niemiecku wybór certyfikatów też jest dość szeroki. Najpopularniejszym wyborem jest chyba Goethe-Zertifikat, ale w Warszawie dosyć szybko skończyły im się miejsca, a terminów nie było wiele, więc musiałam udać się gdzieś indziej. Ostatecznie zrobiłam ÖSD B1 w Instytucie Austriackim. Tutaj terminów było od groma, a sam egzamin był też kilkaset złotych tańszy i kosztował mnie ok. 400 zł. Rodzaj zadań był dosyć podobny co w IELTS-ie – sprawdzający ogólny poziom obycia, a nie znajomość jakichś bardzo konkretnych wyrażeń. Jeśli więc podejrzewa się, że zna się język na danym poziomie, to można do niego podejść z marszu.
Wydaje mi się, że większość (albo przynajmniej znaczna część) kierunków magisterskich w Skandynawii i Beneluksie była domyślnie prowadzona po angielsku. W Niemczech i Austrii bywało różnie – czasami część przedmiotów była po niemiecku. Kierunki licencjackie były w zdecydowanej większości prowadzone w językach lokalnych, ale znalazło się sporo wyjątków.
Przedmioty
Lista zrealizowanych przedmiotów na licencjacie była często ważnym kryterium. Jeśli więc ktoś zainteresuje się rekrutacją odpowiednio wcześniej, to może zapisać się na przedmioty, których mu ewentualnie brakuje.
Przykładowo: ja składałam papiery na informatyki i bioinformatyki i częstym wymogiem było ileś zrealizowanych ECTS-ów z matmy, informatyki czy biologii. Realizowałam zaledwie dwa przedmioty biologiczne i w momencie aplikacji nawet nie wiedziałam, czy je zdałam, więc automatycznie odpadałam z kierunków, które tego wymagały.
Każdy uniwersytet potrafił stawiać jednak zupełnie różne wymagania. Jeden wymagał, aby mieć 6 ECTS-ów z zajęć związanych z programowaniem (co dla absolwentów informatyki jest śmiesznym wymogiem). Natomiast inny, aby mieć co najmniej 15 ECTS-ów z teoretycznej informatyki, która była ściśle zdefiniowana jako tylko logika i teoria obliczeń. Kryteria potrafią być więc bardzo różne i dla każdej uczelni trzeba je oddzielnie sprawdzić na jej stronie internetowej.
Analogicznie sprawa będzie wyglądała na studiach pierwszego stopnia – każdy kierunek będzie wymagał konkretnych matur.
Oceny (tylko czasem!)
W przeciwieństwie do polskich uczelni na wielu kierunkach nie ma limitu miejsc. Wydaje mi się, że było tak nawet na większości kierunków (magisterskich), które widziałam. Zwykle była to też domyślna opcja, więc to kierunki z limitem przyjęć były specjalnie oznaczane, a nie na odwrót.
Co to oznacza? Zazwyczaj to, że dla danego kierunku zdefiniowane jest kilka podstawowych wymagań, po których spełnieniu można liczyć na przyjęcie na studia. Nie ma żadnych list rankingowych ani progów punktowych. Owe podstawowe wymagania zwykle zawierały ukończenie poprzedniego stopnia edukacji (duh), posiadanie certyfikatu językowego i iluś ECTS-ów z dziedzin związanych z przyszłymi studiami. Zaledwie kilka razy widziałam gdzieś wymagania co do średniej. W zdecydowanej większości przypadków oceny można było po prostu olać.
Natomiast nie na wszystkich kierunkach panuje takie eldorado. Np. kierunki medyczne często podlegają jakimś regulacjom ogólnokrajowym. Jest też sporo różnych bardziej „specjalnych” kierunków (np. łączonych między uczelniami, połączonych z jakimś szczególnym projektem badawczym albo po prostu bardzo popularnych), na których również był limit przyjęć. Zwykle było to oznaczone wielkimi literami jako „numerus clausus” lub „restricted admissions”.
W przypadku takich kierunków zazwyczaj jest budowana w jakiś sposób lista rankingowa i oceny w jakimś stopniu składają się na wynik kandydata.
Szukanie konkretnych kierunków
Początkowo interesowały mnie tylko Niemcy, a później głównie północna i zachodnia Europa. Nie zawężało to jednak szczególnie wyboru i lista uczelni była długa. Zdecydowanie dobrze na tym etapie stworzyć sobie jakąś tabelkę ze wszystkimi potencjalnie interesującymi kierunkami.
Do szukania uczelni w Niemczech polecam Hochschulkompass. Kierunki można filtrować tam m.in. po zasadach przyjęcia i po języku wykładowym, co znacznie skróciło mi poszukiwania.
Kiedy dopuściłam opcję wyjazdu do innych krajów, to otworzyłam po prostu różne rankingi uczelni (QS University Ranking, Times Higher Education Ranking), filtrowałam po Europie i leciałam od góry.
Nie przywiązywałam zbyt wielkiej wagi do miejsca uczelni w rankingu (szczególnie, że w różnych rankingach były to często bardzo różne miejsca), ale dostałam jakąś konkretną listę opcji do sprawdzenia. Następnie szybko sprawdzałam, czy dana uczelnia prowadzi kierunki, które mnie interesują, czy aplikacja jeszcze jest możliwa i czy ze swoim dyplomem i (marnymi) wynikami ze studiów miałabym szansę się dostać. Jeśli te podstawowe kryteria były spełnione, to zwykle zapisywałam kierunek i zaczynałam sprawdzać program nauczania.
Na tym etapie odpadała większość kierunków, bo często skupiały się na jakimś obszarze, który nieszczególnie mnie interesował. Programy dla dwóch kierunków o tej samej nazwie potrafiły różnić się diametralnie, więc każdy trzeba było sprawdzić z osobna. Polecam też być mądrzejszym ode mnie i przeczytać opisy obowiązkowych przedmiotów, bo ich nazwy również bywają mylące.
Ostatecznie znalazłam 6-7 kierunków, które potencjalnie mnie zainteresowały i z taką listą mogłam ruszać dalej.
Kryteria wyboru
Każdy ma niewątpliwie nieco inne spojrzenie na studia i nieco inne wymagania wobec nich. Ja dopiero w trakcie swojego researchu decydowałam, czego tak naprawdę chcę. Zmieniało się to też na tyle dynamicznie, że ostatecznie wybrałam uczelnię, na którą składałam papiery w absolutnie ostatniej chwili i tylko „gdybym nie dostała się nigdzie indziej”. 😛
Kilka pytań, które można rozważyć:
Kwestie uczelniane
- Ile wynosi czesne? Dla obywateli UE zwykle nic lub prawie nic, ale trzeba sprawdzić.
- Ile jest obowiązkowych przedmiotów, a ile można sobie wybrać samemu i z jakiej puli?
- Czy te przedmioty faktycznie nas w większości interesują?
- Ile jest
gównoprzedmiotówprzedmiotów niezwiązanych z kierunkiem? Czy są interesujące? Czy są pracochłonne? - Ile jest obowiązkowych projektów badawczych/staży w ramach studiów?
- Ile godzin pochłaniają studia poza samymi zajęciami? (zaliczenia przez projekty zwykle zwiastują, że dużo)
- Jak wybiera się temat pracy magisterskiej? Czy można zaproponować swój własny czy wybiera się coś z listy oferowanej przez uczelnię? Czy pracuje się samodzielnie czy w ramach większego labu/grupy badawczej? Czy można realizować ją we współpracy z zewnętrzną firmą?
- Jak popularny jest kierunek wśród międzynarodowych studentów? Czy jest szansa poznać jakichś lokalsów?
- Jak wygląda oferta sportowa i kulturalna uczelni?
Kwestie życiowo-mieszkaniowe
- Ile kosztuje ubezpieczenie, jeśli nie obejmuje nas EKUZ
- Czy trudno jest znaleźć pokój/mieszkanie na wynajem? (dziki śmiech Holandii w tle)
- Koszty życia (dziki śmiech Szwajcarii w tle)
- Rodzaj i koszty transportu: rower, zbiorkom, pieszo?
- Wielkość miasta: czy wolimy stolicę, średniej wielkości miasto czy miasteczko gdzieś na skraju niczego
- Charakter miasta: czy jest to miasto głównie studenckie i czy daje nam odpowiednio silne dark academia vibes
- Kultura kraju
- Odległość od domu
- Atrakcje w okolicy (morze, góry, duże miasta)
- Klimat
Moje typy
Ostatecznie skupiłam się na Belgii, Holandii, Niemczech i Austrii. Najbardziej chciałam studiować bioinformatykę, ale dopuszczałam też informatykę, o ile byłby na niej szeroki wybór przedmiotów obieralnych.
Uczelnie, które trzymałam dość długo w swoich faworytach to:
- KU Leuven (Belgia)
- University of Amsterdam (Holandia)
- Leiden University (Holandia)
- Ghent University (Belgia)
- University of Potsdam (Germany)
- Technische Universitat Dresden (Germany)
- University of Vienna (Austria)
Z TU Dresden zrezygnowałam, kiedy doczytałam dokładniej program studiów i okazało się, że nie jest to jednak to, co mnie najbardziej bawi.
Spośród pozostałych kierunków pierwsze cztery miały deadline już pod koniec maja, z czego Ghent wymagał dosłania pocztą fizycznych dokumentów (co dzień przed deadlinem było już średnio wykonalne :P). Zdążyłam więc zaaplikować i (po około miesiącu) dostać się na trzy pierwsze uniwersytety, zanim w ogóle zbliżył się termin końca rekrutacji na pozostałe uczelnie.
Po niezbyt długim namyśle wybrałam ostateczny kierunek i tak zakończyła się pierwsza część tej całej przygody.
Dodaj komentarz